Dalej wybraliśmy się na Daleki Wschód, w podróż do krainy DUMY(uprzedzenia nie było), przepychu i koloru.Spotkaliśmy przepiękną Białą Damę. A zaraz obok jej sąsiada- niesamowicie krzykliwego Jegomościa. DOSTOJNICY, doprawdy.
Bardzo byli gościnni.
Ostatnim z etapów, zaraz przed odwiedzeniem naszych najukochańszych ogrodów księżnej Doroty Talleyrand, byliśmy jeszcze świadkami spotkania dwóch kochanków. Dawno się nie widzieli, jedno z Ameryki Południowej, drugie z Australii. Nic dziwnego, że było tak "gorąco..." ;)
...u Cioci Doroty na ogrodach, cała masa strażników. Jeden gagatek to mnie nawet w głowę ugryzł. Ot co. :)
Miś tylko trochę poudawał, że spadł mi z nieba, a ja rozkoszowałam się zapachem Convallarii Majalis. CUDO!
Oto Miś:
...ten co to niby z nieba spadł..(albo z Choinki się urwał:)) ).
Tak to właśnie rozpoczynamy MAJ. Mój jeden z dwunastu najulubieńszych miesięcy w roku.
To był dobry dzień, może nadejść noc.. -OKOŃ. Nie okoń? ;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz